top of page
  • Zdjęcie autoraAneta Strzeszewska

ZA CZYM TĘSKNIĘ.



Tak się mówi, że matka nie ma czasu na nic, a tym bardziej na myślenie.

A dokładniej na rozmyślanie.

Z takim przekonaniem urodziłam dziecko i nastawiłam się na to, że czasu na nic nie będzie.



Jednak mnie macierzyństwo każdego dnia skłania do ciągłych refleksji nad sobą, nad życiem, nad relacjami...

Czas?

Nie potrzeba przecież na to specjalnego czasu, miejsca czy wyjątkowej przestrzeni.


A każda matka ma go sporo:

podczas karmień...

podczas tony prasowania...

podczas usypiania, noszenia, kołysania...

podczas samotnych, codziennych spacerów...


Maluchy są absorbujące i wymagają poświęcenia im czasu. Nie uwierzę jednak, że jest jakaś matka która obłapia dzieci przez 24 godziny na dobę.



Trzeba przecież brzdące odłożyć na matę i pozwolić im na samodzielny rozwój, gdzie rodzic jest tylko (i aż) osobą wspierającą (i jednocześnie niezbędną). Trzeba pozwolić im obserwować co dzieje się w domu, jak poruszają się Ci duzi ludzie wokół nich, czy jakie dźwięki wydają.

Trzeba posadzić dzieci blisko okna żeby poznawały świat zza szyby.


Każdego dnia bowiem, dzieci potrzebują nas dorosłych coraz więcej, a zarazem coraz mniej.

Potrzebują naszego głosu, ale potrzebują też ciszy, żeby usłyszeć dźwięki otoczenia.

Potrzebują naszego dotyku ale potrzebują też poznawać samodzielnie co miękkie, co zimne...



I podczas tego doświadczania świata przez dzieci, ich rodzice mają czas, na mimowolną kontemplację.


Ile to kobiet po urlopie macierzyńskim nie wraca już do swojej dawnej pracy?! Zaczynają się realizować w tym co zawsze chciały robić. To właśnie te rozmyślania skłoniły je do podejmowania nowych wyzwań, a endorfiny uderzające do głowy podczas macierzyństwa, dodały odwagi.



I tutaj można zaśpiewać razem z Beatką:


,,Siedzę i siedzę, myślę i myślę, czego naprawdę mi brak…”


Za czym najbardziej tęsknie?


Za pustą głową, za poczuciem że już wszystko jest załatwione, za odpowiedzialnością tylko za siebie.

Za randkami z mężem, za domowym spa, za słuchaniem głośnej muzyki.

Za wypiciem bez okazji butelki wina z przyjaciółką.

Za możliwością wyjścia z domu kiedy mi się tylko podoba.

Za kinem i koncertem.

Za jędrnym brzuszkiem.

Za codziennym, wieczornym dobieraniem stylizacji na kolejny dzień w pracy.

Za życiem w biegu i robieniu 100 rzeczy naraz.

Za czytaniem.



Co za to mam?


Pełną głowę, poczucie że nie ogarniam swojego życia- ale jest ono na drugim miejscu, bo Jego życie jest ważniejsze.

Randki we troje podczas wspólnych spacerów. Łzy w oczach, gdy widzę miłość do Niego w oczach męża.

Szybki prysznic i nowy telefon, gdyż stary wpadł do wody w tym nowym, ekspresowym, domowym spa.

Zdrowszą wątrobę od abstynencji alkoholowej.

Zaległości w kinie i w próbach nadążania za nowinkami muzycznymi.

Śmieszną, miękką (żeby nie powiedzieć obwisłą) skórę na brzuchu.

2 nowe pary dresów i legginsy .

Spowolniony czas i brak obowiązków.

Książkę otwartą od pół roku na stronie 15.



A ponad to:

Miłość której sobie nie wyobrażałam.

Motylki w brzuchu średnio co minutę.

Milion codziennych wzruszeń, uśmiechów, radości z rzeczy błahych.

Nieustanny strach o Niego.

Początki nerwicy.

Bajzel i cyrk na kółkach którego nie zamieniłabym na nic w świecie.

 

Pięknie to Bóg wymyślił.


Ps. A Wy za czym tęsknicie?




bottom of page