Oczywiście że chciałabym być influencerką, tworzyć unboxingi i inne takie:)
Ale nie jestem i raczej się nie zanosi. Co nie oznacza że nie mam nic do powiedzenia ani polecenia!
Jak wiecie lub nie wiecie, uwielbiam robić i oglądać zdjęcia. Nie wiem czy to zasługa mojej mamy, która za ostatni grosz kupowała raz na pół roku kliszę i robiła nam mnóstwo jak na tamte czasy zdjęć, czy po prostu tak mam.
Umówmy się. Mama oka do zdjęć nie miała. (Ale pamiątek mamy wiele:))
Zadbała natomiast o to, abyśmy w dzieciństwie odwiedziły fotografa.
Efekty zdumiewają do dziś:)
Kupiłam sobie kiedyś profesjonalny aparat. Chciałam zostać fotografem...
Oko może mam lepsze niż mamusia, ale te wszystkie ISO sryso to już mnie pokonały:)
Więc kiedy zaszłam w ciążę z Julkiem, postanowiłam poświęcić jedno 500+ na profesjonalną rodzinną sesję. Po to, aby uchwycić te pierwsze momenty.
Nie przepadam za zdjęciami pozowanymi, więc fotografka którą wybrałam musiała umieć uchwycić emocje. W 100% jej się to udało. Pokazywałam Wam już kilka jej zdjęć ale pokażę jeszcze, bo są cudowne.
Kiedy na świecie pojawił się Ignaś - nie mogłam zrobić nic innego jak zadzwonić do Justyny i zorganizować taką samą sesyjkę domową:)
Niedługo w naszym życiu zmieni się coś. Do tego czegoś przydadzą się nam rodzinne zdjęcia plenerowe. Z tym zadaniem Justyna poradziła sobie równie wzorowo.
Sesje Zaparowanej (bo taki ma pseudonim artystyczny) charakteryzują się niezwykłą swobodą, nie ma tam mowy o tremie czy wstydzie. Robi zdjęcia wtedy, gdy dzieje się normalny dzień. Bo tylko wtedy można uchwycić emocje normalnych ludzi- w sensie nie aktorów.
Ostatnio bawiłam się z Julkiem w zgadywanki jakie to uczucie. Robert stwierdził że moje wszystkie pozytywne miny wyrażające np. radość, zadowolenie, szczęście, zakochanie itd wyglądają tak samo.
So… może na modelkę bym się nie nadała- ale na sesje Zaparowanej jak najbardziej. Polecam!
Miłego oglądania:)