top of page
  • Zdjęcie autoraAneta Strzeszewska

POLE MINOWE.


Kiedy para żyje ze sobą jakieś 15 lat- bez dziecka, to pojawiający się maluch wprowadza niezłą rewolucję. Ale nie mam na myśli tego, że jak ktoś ma dziecko w pierwszym etapie miłości to ma spokojniej.

Myślę tutaj raczej o puzzlach codzienności, które przez 15 lat bardzo się zdążyły do siebie dopasować.

A tu nagle- cała harmonia dysonuje.



Mówią, że dziecko nie naprawi związku. Mówią również, że dziecko łączy, scala...

A jak jest?

Pewnie ile par, tyle doświadczeń i przekonań. Według mnie- tych co ma rozwalić - rozwali. Tych co ma scalić - połączy. Umocni.

 

Dla mnie od 9 miesięcy życie z dzieckiem to ogromna zmiana. Na lepsze... oczywiście że na lepsze.

Chociaż przyznaję, że każdy nasz dzień, to stąpanie po niezłym polu minowym. Nie wiesz kiedy coś lub ktoś wybuchnie- ja czy oni. Ja najczęściej. Nerwusy z nas niestety... melisa w tabletkach na zmianę z melisą w saszetkach.

A dziwimy się że nasz potomek jest taki głośny...


Nie wiem czy to dobrze tak wywalać swoje emocje na zewnątrz. Ale życie nauczyło mnie że zamiatane pod dywan sprawy i tak kiedyś wylezą. A związek potrafią rozwalić maleńkie drobnostki. Trzeba bardzo się starać żeby tak się nie stało.

Są dni kiedy myślisz - ale po co? Może Ty która/który czytasz ten tekst, tak akurat nie masz... może Twoje życie i związek jest naprawdę niczym relacje z insta. To Ci zazdroszczę.

Ja niestety miewam takie dni, kiedy rzeczy które można odpuścić, powodują doły i potok łez lub co gorsza- ciszę.

Koralik jednak zrobił tak jakoś, że w mojej głowie nie ma furtki- otwartych drzwi.

Nie myślę o rozstaniu nawet wtedy gdy zajadam kłótnie czy zmęczenie 54 kanapką

z serem. Ok. Czasem myślę- ale to myślenie od razu samo jakoś przekształca się w inne. ,,Co zrobić żeby było lepiej?”.

I działam... często nieudolnie, bez większych efektów ale chyba lepsze to, niż użalanie się nad sobą, nad związkiem, nad życiem itd. Samo się nie zmieni. Każdy dzień to praca.

Póki co więc pchamy ten wózek razem. I oby tak było zawsze.

Razem a jednak osobno... Bo teraz jest tak że On zawsze jest między nami.

Obmacuje mnie częściej niż mój własny mąż, ma moją uwagę i w sumie wszystko.

To niebezpieczne ponoć, bo można się w związku od siebie oddalić zupełnie. Równowaga jest tutaj bardzo pożądana. Matki ponoć często całą swoją miłość przelewają na dziecko,

a mąż idzie w tzw. odstawkę.

U nas stało się inaczej! To ja bywam zazdrosna- lecz tylko ociupinkę.


Dobrze że czasem spotkam się z mężem gdzieś sam na sam- najczęściej przed telewizorem (tak wiem, dramat... i jeszcze są przekąski...)...,,randki rodzicielskie”.

Dobrze że mamy komfort i Koralik może spać w swoim pokoju, dając trochę oddechu.

Dobrze że jestem uparta i prawie nigdy nie kładę się obrażona spać.

Dobrze że ludzie są wyrozumiali i pozwalają nam zostać ze ,,śpiewającym” dzieckiem w restauracji.

Dobrze że mamy przyjaciół i rodziny którzy nam pomagają.

Dobrze że mamy siebie, dach nad głową i pieniędzy tyle żeby wystarczyło.

Dobrze że trzymamy się razem pomimo burz i wichur.

Dobrze że się zmieniliśmy przez te lata i że umiemy się nadal kochać- choć całkiem inaczej.


Jest dobrze. Tylko po co tyle narzekam.




bottom of page